Zawsze mówiłam,że jak będę miała dużo czasu to będę pisać książki. Realia są takie,że przy moim podejściu do życia nigdy nie będę miała dużo czasu ;)… więc wykombinowałam, że w kwestii tego marzenia mogę zacząć już teraz pisać …blog. Na rodzinę padł blady strach! Uspokoiłam wszystkich i uroczyście przyrzekłam, że będę autoryzować wszystkie zdjęcia i teksty .
A w kwestii przyjemnego uzależnienia: obudziła mnie dziś najmłodsza córeczka w nocy i nie zasnęłam normalnie jak zawsze w ciągu 5 sekund po obudzeniu, tylko zaczęłam przetwarzać ostatni dzień. Jestem na nartach, cały dzień padał śnieg, wiał zimny i przeszywający wiatr. Po 2 godzinach zjazdów w tak „przyjemnych” warunkach nawet taki zapaleniec narciarski jak ja potrzebował odpoczynku, ciepłej herbaty i czegoś do jedzenia. Zatrzymaliśmy się na szczycie góry w ciepłej chatce – barze u Alberta.
Pełna chata, ledwo znaleźliśmy miejsce. Zamówiłam herbatę (jak każdy prawdziwy narciarz) i kwaśnicę. Właśnie ta kwaśnica nie dała mi zasnąć w środku nocy. Dlaczego nie pstryknęłam zdjęcia na blog? Muszę tam wrócić i zrobić to zdjęcie. Taka pyszna i rozgrzewająca zupa w takiej kiepskiej oprawie! Ta smakowita zupa w plastikowej białej jednorazowej misce i to kiepskiej jakości. Ci co jeżdżą na nartach wiedzą jak zgrabnie chodzi się w butach narciarskich. Nie było szans na doniesienie do stolika zupy w opisanym wyżej naczyniu bez rozlania. Dzień drugi: wróciłam i znów kwaśnica z góry Wierchomla została rozlana. Chyba inaczej się nie da.
Jak wrócę do domu to rozpracuję przepis na tą zupę w Thermomix-e i podam po mojemu.
Teraz kilka pięknych widoków z Wierchomli od strony Szczawnika.
Dziś było pięknie. Rano tradycyjnie jest mało jeżdżących. Było super!
1 komenatrz
krysia_m
29 stycznia 2015 o godzinie 17:10Cudne widoki ja tam bywam ale latem. Pozdrawiam